Walne Zgromadzenie

Dnia 7 kwietnia 2025 r. w Muzeum Historii Kielc ul. Św. Leonarda 4 o godz.17.00 w I turze ,o godz.17.30 w II turze odbędzie się Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze ‚Swiętogenu”. Obecność członków obowiązkowa.

Zarząd Ś.T.G. „Świętogen”

Jak powstawały Kielce. Nowe Badania i nowe perspektywy.

Już ponad połowa autorów wydawnictwa „Jak powstawały Kielce…” zapowiedziała swoje przybycie na prezentację książki!
Każdy kto skorzysta z okazji i zjawi się jutro (środa) w Muzeum Historii Kielc o godzinie 17,00 będzie miał niepowtarzalną szansę na zadanie im pytań i uzyskanie wyjaśnień wykraczających poza teksty zamieszczone w publikacji.
Książkę można nabyć w siedzibie Muzeum Historii Kielc, w muzealnym sklepie internetowym https://mhki.kielce.eu/…/97-jak-powstawaly-kielce-nowe…
oraz oczywiście w czasie spotkania.

SPACER HISTORYCZNY „ŚLADAMI STAROWARSZAWSKIEGO PRZEDMIEŚCIA”

SPACER HISTORYCZNY „ŚLADAMI STAROWARSZAWSKIEGO PRZEDMIEŚCIA”

Termin wydarzenia:
niedziela, 12.05.2024, 11:00
Legendarna kielecka ulica, jedno z centrów kieleckiego życia, wymazana z mapy miasta w końcu lat 60. XX wieku. Niedzielny spacer, w poszukiwaniu jej śladów pośród tej, zabudowującej się właśnie części miasta, poprowadzi Leszek Dziedzic. Zbiórka na Rynku pod Urzędem Miasta.
Na fotografii Jana Siudowskiego ostatni  jej fragment udokumentowany w 1972 r.

Rodzina generała Józefa Zachariasza Bema

Najbliższa rodzina generała Józefa Zachariasza Bema i ich potomkowie. Studium oparte na metrykach stanu cywilnego

Studium to jest opracowaniem genealogicznym opartym na parafialnych metrykach urodzeń, małżeństw i zgonów, oraz na aktach stanu cywilnego i innych dokumentach wydanych ówcześnie przez miejscowe władze, dotyczących najbliższej rodziny generała Józefa Bema (1794–1850). Rodzina była liczniejsza niż dotychczas podawano w literaturze poświęconej życiu Generała. Z rodziców, Andrzeja Bema i Agnieszki Głuchowskiej, Generał miał starszego brata i cztery siostry, z których jedna zmarła w dzieciństwie, a z macochy, Marianny Ostafińskiej, kolejnych dwóch przyrodnich braci i co najmniej osiem przyrodnich sióstr, z których trzy zmarły w wieku dziecięcym. Synowie Andrzeja nie pozostawili prawych potomków o nazwisku Bem. Pierwsza część studium przedstawia zawikłaną historię tej rodziny, ujawnia scysje, oszukiwanie dzieci przez rodziców, przewlekłe spory sądowe, nieślubne dzieci i ostateczny rozpad majątku po ojcu. Druga część studium to transkrypcje metryk i aktów stanu cywilnego, w znacznej części tłumaczonych z łaciny i rosyjskiego.

Autorami niniejszego studium (plik do pobrania) są : Ryszard Olesiński, Elżbieta Ginalska, Barbara Szarota

 

WIECZÓR W MUZEUM: historia kieleckich osiedli. Krakowska Rogatka

Rogatka

grafika wieczór w muzeum
Termin wydarzenia:
środa, 22.06.2022, 17:00

Rogatki miejskie, nazywane też celbudami funkcjonowały jeszcze na początku XX w. Były to domki rogatkowe przeznaczone dla strażników, którzy pobierali tzw. opłaty kopytkowe za wjazd do miasta i zabezpieczali je przed kontrabandą. Stanowiły one ważne źródło dochodów miejskich. Jedną z kilku powstałych w początkach XIX w. kieleckich rogatek była rogatka krakowska „Przy trakcie Krakowskim”. W związku z całkowitą likwidacją opłat rogatkowych w 1931 r. rogatki miejskie, w tym i rogatka krakowska uległy likwidacji. Obecnie nazwą Rogatki Krakowskiej określa się bliżej nieokreślony teren pomiędzy zbiegiem ulic Jana Pawła II, Ogrodowej, Seminaryjskiej i Wojska Polskiego, a budynkiem Wojewódzkiego Domu Kultury przy ul. Ściegiennego. Jest to jedyne świadectwo funkcjonowania w Kielcach dawnych rogatek miejskich. O nich właśnie opowie opowie Leszek Dziedzic na środowym spotkaniu w Muzeum.

Spotkania”Świętogenu” maj i czerwiec 2022

Zapraszam na spotkania „Świętogenu” do Muzeum Historii Kielc ul. Św.Leonarda 4 na godz.17.00 w dniu 9 maja:

Temat 1 : Pamięć kulturowa czy epigenetyczna. Dziedziczenie traumy i stresów naszych przodków.
wykładowca : Barbara Kocela

Temat 2 : Indeksy z przeglądarki”Świętogenu” przedstawią: Renata Majewska i Maciek Terek

Dnia 6 czerwca br. Temat : Miłość zapisana w pocztówkach. O Izabeli Jastrzębskiej – Węgierkiewicz. Opowie Kornelia Major

zapraszam Kornelia Major

Walne Zgromadzenie

Świętokrzyskie Towarzystwo Genealogiczne „Świętogen” zwołuje w siedzibie Muzeum Historii Kielc ul. Św. Leonarda 4 dnia 4 kwietnia 2022 r o godz. 17.00 w II terminie godz. 17.30 Walne zgromadzenie- Sprawozdawczo- Wyborcze członków .

Za Zarząd :
Kornelia Major
Kielce,dnia 4 marca 2022 r.

Drzewa genealogiczne

Prosimy osoby które mają wykonane „drzewa genealogiczne ” o wypożyczenie ich na wystawę z okazji 15 lecia istnienia naszego „Świętogenu”. Wystawa będzie miała miejsce w Muzeum Historii Kielc ul. Św. Leonarda 4
Informację prosimy kierować na pocztę mailową „Świętogenu „.

swietogen.kielce at op.pl

TERMINARZ SPOTKAŃ W ROKU 2022

W roku 2022 jeśli pozwolą nam obostrzenia sanitarne związane z epidemią Covid-19 to będziemy nadal spotykać się o godz.17.00 w Muzeum Historii Kielc ul. Św. Leonarda 4 :

7 lutego 2022
7 marca 2022
4 kwietnia 2022
9 maja 2022
6 czerwca 2022
lipiec
sierpień
5 września 2022
3 października 2022
7 listopada 2022
5 grudnia 2022

ODWOŁANE SPOTKANIE …

Muzum Historii Kielc odwołuje wszystkie spotkania które w najbliższym czasie mają się odbywać w ich budynku.

Poinformowano mnie, że nasze spotkanie w dniu 6 grudnia br. też zostaje odwołane.

Kornelia Major

Konferencja naukowa „Jak powstawały Kielce? Nowe badania i nowe perspektywy”

14–15 października 2021 r. od godz. 9.00
https://www.facebook.com/events/460483681906843

Serdecznie zapraszamy na konferencję współorganizowaną przez Muzeum Historii Kielc, Instytut Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach oraz Wydział Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, która odbędzie się w sali konferencyjnej Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej (Kielce, ul. Zamkowa 3).

Rocznica 950-lecia powstania miasta Kielc przypadająca w 2021 r., aczkolwiek umowna i dyskutowana w nauce, nawiązuje do tradycji poprzednich obchodów początków miasta, uroczystości i wydarzeń zorganizowanych w 1971 r. pod hasłem „IX wieków Kielc”. Przyjęto wówczas, że moment ufundowania kolegiaty kieleckiej w 1171 r. przez bpa krakowskiego Gedeona był poprzedzony co najmniej stuletnim okresem zawiązywania się osady i jej stopniowego rozwoju, a przede wszystkim ufundowaniem w – bliżej nieokreślonym czasie – najstarszego kościoła św. Wojciecha. O zorganizowanych wówczas uroczystościach przypomina do dziś nazwa jednej z ważniejszych ulic w mieście: „IX wieków Kielc”. Od tego czasu minęło kolejne pół stulecia. To okazja do ponownej refleksji naukowej nad genezą, początkami i rozwojem „mieściny łysogórskiej”, jak określił Kielce przed laty prof. Kazimierz Tymieniecki, kielczanin, klasyk polskiej historiografii i jeden z najwybitniejszych polskich mediewistów, współzałożyciel Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Z tej okazji zapraszamy na konferencję naukową, która zgodnie z tytułem przedstawi najnowsze ustalenia interdyscyplinarnego zespołu referentów, archeologów, historyków, historyków sztuki, archiwistów, bibliotekoznawców reprezentujących różne ośrodki naukowe w kraju, na temat genezy oraz rozwoju osady i miasta w swojej najwcześniejszej średniowiecznej i nowożytnej fazie powstania.

Specjalnym akcentem konferencji będzie uhonorowanie postaci oraz dorobku naukowego prof. Kazimierza Tymienieckiego, prekursora badań nad początkami miasta, którego osobowości twórczej poświęcony zostanie specjalny panel konferencji.

 

Patronat honorowy: Biskup Kielecki, Marszałek Województwa Świętokrzyskiego, Wojewoda Świętokrzyski, Prezydenta Miasta Kielce, Rektor UJK, Wydział Historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu.

Patronat medialny: TVP3 Kielce, Radio Kielce, Radio EM, Radio Fama, Echo Dnia, Gazeta Wyborcza.

Konferencja odbędzie się przy zachowaniu obowiązujących obostrzeń sanitarnych. Z tego względu liczba miejsc dla publiczności jest ograniczona.

SPOTKANIE dnia 7 czerwca 2021 r. Wznawiamy działalność.

Dnia 7 czerwca o godz.17.00 zapraszam na spotkanie do Muzeum Historii Kielc.
.Temat spotkania : Genealogia po pandemii. Dopływy akt metrykalnych w Archiwum Diecezjalnym w Kielcach.

Kornelia Major

To Jurka Użyczaka wiersz sprowokował mnie, aby już się spotkać. Przeczytajcie :

Czekając na koniec pandemii

Jeszcze trochę moi mili
doczekamy się tej chwili
że Kornelia nam obwieści
informację takiej treści :
” Dość kwarantan, dość odludzia
Czas się spotkać, wypić brudzia
porozmawiać o normalce
w muzealnej małej salce”.

jeszcze trochę cierpliwości,
i normalność znów zagości.
Nic nas w domach nie uziemi
odetchniemy od pandemii,
zaprosimy sympatyków
nowicjuszy i praktyków.
Bądżmy cierpliwi Panie i Panowie
aż Prezes te słowa wypowie.

Jerzy Wnukbauma

Wigilia naszego czasu

Wigilia naszego czasu
Inna niż wszystkie bo tamtych nas już nie ma
kalendarze odliczyły dni utopiły w szarej codzienności
nasze zielone emocje i oczekiwania
czas zakpił z jednego sensu myśli
zostawił ślad w zakrętach i pytania o dalszy ciąg
osadzeni bez wyboru na wirującej Orbicie
krążymy w samotnym korowodzie
dzieci jednego księżyca i jednej epoki
świętujemy Boże Narodzenie
bo to tutaj na Ziemi a nie w przestworzach
ta Boska droga do Betlejem
czas zaznaczył to miejsce od ponad dwóch tysięcy
a ta ubogość narodzonego zadziwia i budzi lęk
bo skąd ta jasność na Drodze
ale ciągle w nas mieszka dziecinny nastrój
tamtego magicznego wieczoru
kiedy niebo zapali pierwszą gwiazdkę
pomyślmy o bliskich i niemożliwym
jak poznać smak rodzinnego świętowania
kiedy nie można być razem
w ramie tradycji stroimy zielone drzewko
obdarowane prezentami
może to jego żywiczny zapach przypomina
o więzi z naturą daje poczucie bezpieczeństwa
na stole białym podzielone życzenia
dla nieobecnych kruchym opłatkiem
kapiące łzy świecy sianko rybia łuska
zamyślenie wspomnienia i kolęda
a nasz spłoszony lęk ukrywa się
w wigilijnej ciszy i przywołuje do nas
Aniołów z szopki betlejemskiej
B.Kocela grudzień 2020

Książka o brzezińskich rodach.

Ukazała się książka: HISTORIA życiem pisana brzezińskie rody część I

Autorzy : Marianna Węgrzyn i Damian Zegadło

W sprawie nabycia książki proszę skontaktować się z panem Damianem Zegadło nr telefonu
731 413 326

książka kosztuje 25.00 zł Do książki jest dołączona płyta z odtworzonymi
drzewami genealogicznymi opisanych rodów.

MILCZĄCA CISZA

Dzisiaj cisza
zamieszkała między nami
obsiała pola makiem
obiecuje skrawek nieba
na własność
wzruszone słowa
zamieniła w milczenie
wyludniła ulice
w lasach tylko zawilce
i zdziwione ptaki
podarowała czas
przemyśleniom
co ważne a co ważniejsze
na lotniskach
ustawiła samoloty
w równych szeregach
aby ochronić
milczące błękitom niebo.

Barbara Kocela 13 kwietnia 2020

Wielkanoc nastała, moc radości nam dała!
Życzymy więc wiosny i obfitości.
Niech ten czas Wam upłynie w pokoju i miłości

ODWOŁANIE

WALNE ZGROMADZENIE ODWOŁANE.

O nowym terminie powiadomimy  po wygaszeniu epidemii koronawirusa.

 

W dniu 6 kwietnia 2020 r. w Muzeum Historii Kielc ul.Św.Leonarda 4 w I terminie o godz.17.00 w II terminie o godz.17.30 odbędzie się Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze członków Świętokrzyskiego Towarzystwa Genealogicznego „Świętogen” w Kielcach.

Kornelia Major

Życzenia

Wszystkim genealogom i sympatykom  naszej  działalności  życzę  zdrowia,szczęścia,pełnych  spokoju i radości ŚWIĄT BOŻEGO  NARODZENIA ,wypoczynku w gronie rodziny i przyjaciół  oraz wszelkiej pomyślności w Nowym  Roku.

Kornelia Major

SPOTKANIE WYJAZDOWE 26 pażdziernika 2019 r.

Nasze spotkanie z dnia 4 listopada 2019 r. przekładamy  na  dzień 26 pażdziernika 2019 r. Pojedziemy do pałacu – DZIĘKI- w Wiązownicy. Wycieczka potrwa około 6 godz. Planowany wyjazd z Kielc  o  godz. 9.30-  zbiórka na  dziedzińcu Muzeum Historii  Kielc  o  godz.9.15.

Mamy już komplet  uczestników którzy zgłosili się  i potwierdzili  uczestnictwo w wycieczce.  Dziękuję.

Kornelia Major

Zapraszam na pierwsze powakacyjne spotkanie, które odbędzie się dnia 2.09.2019 roku o godzinie 17:00 w Muzeum Historii Kielc.  Opowiem Państwu o duchu. Duchu, którego każdy nosi w serduchu. A jeśli ktoś nie wierzy w ducha, uwierzy kiedy wykładu wysłucha!

Temat spotkania „Genius loci”.

Spotkanie prowadzi Jerzy Użyczak.

Pogrzeb

Zmarla  nasza  koleżanka  Maria  Brylska.

Msza święta  w intencji Zmarłej odprawiona  zostanie w czwartek 21 marca o godz.14.00 w kościele p.w.św. Prokopa w Krzęcicach, po czym nastąpi  odprowadzenie do  grobu  rodzinnego na  cmentarz  parafialny.

Będzie  nam  Ciebie   brakowało Mario.

Koleżanki i  koledzy „Świętogenu ” w Kielcach

 

Spotkanie 4 lutego 2019

Świętokrzyskie Towarzystwo Genealogiczne „Świetogen ” w  Kielcach
zaprasza dnia 4 lutego 2019 r.o godz.17.00  do  Muzeum Historii Kielc na
wykład Pana Dariusza Kaliny.
Temat : Dzieje  Czarnowa i zachodniej części Kielc.
Wstęp  wolny.
Kornelia Major

Spotkanie dnia 4 czerwca 2018 r.

Dnia 4 czerwca 2018 r. o godz.17.00 zapraszam  na  kolejne  nasze  spotkanie do  Muzeum  Historii  Kielc  ul.Św. Leonarda 4.

Temat : Konwersje  z  judaizmu  na  katolicyzm  w XIX wieku.

Wykładowca : dr  Lech  Frączek z Uniwersytetu  Jagiellońskiego.

Wiatrak w Suchedniowie

Poszukując w Archiwum w Radomiu Akt Stanu Cywilnego Parafii z Jastrzębia /parafia Jastrząb/ i z Szydłowca /moje drzewo genealogiczne po mieczu/ dość przypadkowo dokopałem się do rewelacyjnego dokumentu dotyczącego mojego rodzinnego Suchedniowa. Jako że wykonuję reprodukcje fotograficzne tych dokumentów – zrobiłem i ten dokument , który teraz jest w moim archiwum dokumentów starych. Całość artykułu Andrzeja Sasala  znajduje się pod tym linkiem Wiatrak-w-Suchedniowie-Andrzej-Sasal lub na https://www.facebook.com/andrzej.sasal

Spotkanie dnia 7 maja 2018 r.

Dnia 7 maja 2018 r. o godz.17.00  zapraszam  sympatyków genealogii do  Muzeum  Historii  Kielc ul.Św. Leonarda 4  na  kolejne  nasze  spotkanie.

Temat:  Warsztaty  genealogiczne- szukamy  przodków poza  aktami  metrykalnymi.

Spotkanie prowadzi : Maciej  Terek

Życzenia świąteczne

Z okazji  Świąt  Bożego  Narodzenia oraz Nowego Roku 2018  życzę wszystkim  naszym członkom , sympatykom oraz  ich  rodzinom , zdrowia , radości , miłości  i  miłych  chwil  przy  wigilijnym stole oraz wszelkiej  pomyślności w  nadchodzącym  roku.

Z Urzecza.

Ciekawość człeka z czasem nachodzi,
kim był jego przodek i skąd pochodzi?
Gdy mnie dopadła chęć poznania
zabrałem się do poszukiwania –
Wygodnie siadłem do komputera
i zabawiłem się w genehuntera.

Wpisałem w Google swoją godność,
wygooglowało mi jedną zgodność –
‚Modry urzyczak” -Zwierciadło etnologiczne?
– drobny druk, ryciny, odsyłacze liczne.
Sto siedemdziesiąt cztery strony!
Końca nie widać. ” Byłem przerażony.

Czytałem wszystko. Nuda była.
Ciekawość jednak zwyciężyła,
(Nie mogłem czytać na odczepnego
bym nie przegapił tego modrego).
Szukałem ciekaw w elaboracie
czy modry bo – po denaturacie.

Wreszcie znalazłem to co szukałem.
O denaturat już się nie bałem.
W tekście wyjaśniał dr Stanaszek,
że jest to męski fatałaszek,
innymi słowy – strój wilanowski
nosiły go nad Wisłą wioski.

Więc źródłosłowem mego nazwiska,
(jak dajmy na to – koszula ciału bliska),
był były, męski przyodziewek?
Mam być ofiarą licznych prześmiewek?
Kupiłem książkę. A co mi szkodzi.
Z niej dowiedziałem się o co chodzi.

I nawiązałem kontakt z autorem
wkrótce odpisał mi z humorem;
„Ze Skolimowa przodek Twój
Nosił w Falentach z Urzecza strój
Jak go widzieli tak go nazwali,
odtąd Urzyczak w aktach pisali.

Do dziś autora darzę sympatią
trochę za książki dedycatio.
„Temu, który nie mieszka na Urzeczu,
lecz jego korzenie po mieczu
świadczą, że jego dola człowiecza
wzięła początek od przodka z Urzecza.”
Jerzy Wnukbauma

Dawne wigilie w dworach,domach mieszczan i chatach chłopskich

Przygotowując ten  temat na  wykład, który miałam  w  dniu 4 grudnia 2017 r. w Muzeum  Historii  Kielc zajrzałam do  opisów  wigilii  Glogiera, Kitowicza i Kolberga. Porównałam  z  opisami dawnych  wigilii  w  mojej  rodzinie korzystając z  listów moich  ciotek, stryjów. Rodzina  zasiadała  do  wigilii  w  licznym  gronie  w  kilku  miejscach  w  Polsce  i  poza  granicami. Stąd  pochodzą opisy  jak  ucztowano  , co  jedzono i  jakie  panowały  zwyczaje. Uczestniczyłam  w  wielu  wigiliach  w  różnych  regionach  w  Polsce i wśród  polonusów w Stanach  Zjednoczonych. Wszędzie  starano  się  zachować  przekazywane  z  pokolenia  na  pokolenie  nasze dawne  zwyczaje. Co  z tych  moich obserwacji  wynika   napiszę  w  podsumowaniu.

„Starodawna wilija” –  to  nie  tylko  uczta  przy  suto  zastawionym  stole często zakrapiana  wspaniałymi nalewkami  w dworach  u  mieszczan  i  chatach  chłopskich . To  był  wieczór pełen  różnych  magicznych  zdarzeń, ceremonii, wróżb w  formie  jakiegoś  widowiska  przenoszony z dworu, chat  chłopskich  do  miast.  Wszystko  zaczynało  się  o  świcie , a  nawet  wcześniej  gdy  zaczynały  piać  koguty. Wierzono,że :

  •  kto  rano zerwie  się  dzielnie z łoża – ten  przez  cały  rok  nie będzie  przeżywał kłopotów  ze  wstawaniem,
  • która panna tarła  w  tym  dniu mak, to w nadchodzącym  roku czeka ją  zamążpójście,
  • który  myśliwy w  tym  dniu  coś  upoluje, ten mógł  liczyć  w  najbliższych   miesiącach na  szczęście  spod  znaku  Huberta ,
  • każdy  chłop wybierał  się  rano przezornie  do karczmy  aby chlapnąć  okowity, bo  to  wróżyło, że  w  nadchodzącym  nowym  roku  nie  grozi  mu  abstynencja,
  • który  spryciarz  podebrał ukradkiem  sąsiadowi siekierę, pług, czy  nawet  wóz ten  cieszył  się odtąd, że  wszelkie  dobro  będzie  mu  lgnęło  do  rąk,
  • mówiono, że  w  wilią  chłopców  biją, a dziewczęta  we  święta
  • przyjmowano, że w  wigilię  los  człowieka może  się odmienić – nawet  Melchior  Wańkowicz  w  to  wierzył i twierdził,   w  jednym  z  felietonów  że” w  dzień  wigilii gdzieś  na  Mlecznej Drodze  Szafarz Niebieski odwraca klepsydry naszych żywotów „.

Wróżby  jak  to  wróżby istniały  od  dawna , ale  w  tym  dniu  prym  wiodła  kuchnia w  których  królowały przeważnie  kobiety.

Mężczyżni   wszystkich  grup  społecznych  nie  cierpieli tego  dnia  gdyż aż  do  kolacji wigilijnej  obowiązywał  post, a  w  domu  panował niesamowity  rwetes   więc  nie  mogli  doczekać  się  pierwszej  gwiazdki. Wreszcie , kiedy  stół  był  nakryty  białym  obrusem  pod którym ułożono  siano, a  na  talerzyku   ułożono  opłatek czas  było  zasiadać  do  kolacji  jak  tylko  ukazała  się  na  niebie  pierwsza gwiazda. Należy dodać , że  zwyczaj  kładzenia  siana  pod  obrus   nie  dotyczył  tylko  chat  chłopskich, ale zwyczaj  ten  obowiązywał   w  dworach   i    domach  mieszczańskich.

Wieczerzę  rozpoczynano okolicznościową modlitwą  na  głos, zwykle  czynił  to  gospodarz  lub leciwa  osoba, albo  zaproszony ksiądz  dobrodziej.  Łamano  się  opłatkiem i składano  sobie  życzenia . Przypominano  tych  co  odeszli  na  zawsze „bywało  też ( zwłaszcza  w  legendach ), że  skądś  nadchodził w  ostatniej chwili  strudzony  wędrowiec,  że zjawił  się  nieśmiało  syn  marnotrawny, że przykuśtykał o  kuli  wiarus z dawno skończonej  wojny. Była  radość, łzy”

Wigilią rządziła pewna magia liczb. Tak więc :

  •   ilość ucztujących musiała  być  zawsze  parzysta jako , że przypadek  odmienny groził komuś z nich  rychłą  śmiercią. Znany  jest  przypadek, że  dwa  razy  odstąpiono od  przesądu , pisała babce Maria Estreicherówna „raz  siedziało już dwanaścioro osób, gdy przy  stole dowiedziano się , że sąsiad Leon Mikuszewski spędza samotnie  wieczór. Sprowadzono  go –  mimo, że  musiał  być  trzynastym i rzeczywiście  umarł w ciągu  roku. Drugi  raz  do  stołu  zasiadło dziewięć  osób, a w kilka miesięcy póżniej  umarł mój  dziadek. ” Te dwa przypadki utrwaliły w  jej  rodzinie wiarę  w  feralność  nieparzystych  liczb  i  odtąd  aby  uniknąć podobnych  sytuacji do  stołu  zapraszano  kogoś  ze  służby.
  • bardzo  ważne  było i  jest  nadal pozostawianie wolnego  jednego  nakrycia przy  wigilinym stole Ciekawe jest , że w przypadku  potraw kierowano  się  liczbą nieparzystą  i tak :
  •   –   magnaci  musieli  mieć  11 potraw
  • –     szlachta   9
  • –     na wsi  7 a nieraz sadziła  się  na  więcej.

Na  dworskim  stole i  stole  mieszczańskim  w  wigilię  podawano do  wyboru : barszcz czerwony z kiszonych  buraków  z  fasolą  (  potem i  obecnie   uszka  z  farszem  grzybowym ) zupę  grzybową  z  łazankami  lub  zupę  rybną  z  migdałami , pierogi  z  kapustą  i  grzybami, karp  smażony, karp w galarecie , karp w szarym  sosie, szczupak  faszerowany, łazanki  zapiekane  z kapustą  i  grzybami , kluski  z  makiem i  miodem, kulebiak lub  cebulaki , kapelusze  borowików nadziewane  farszem  grzybowym  zapiekane  na  maśle, kompot  wigilijny  ugotowany  z  suszonych  owoców .

Na  deser  podawano różne  ciasta : strucla  z  makiem , zawijaniec  z  masą  śliwkową, kakową ,  makowce  na kruchym  spodzie  mocno  lukrowane, chały słodkie  z kruszonką , baby drożdżowe  gotowane , pierniki  przekładane  różnymi  masami i  mnóstwo różnych  ciasteczek . Podawano  również  owoce  cytrusowe , suszone  bakalie  , orzechy  włoskie, laskowe  i tp. Kutia była  też  obowiązkowo  podawana  na  deser.

W chatach  chłopski na  wieczerzę  wigilijną  podawano :

żur z grzybami, zupę  z  konopi  zwaną siemieńcem lub  siemieniatką

kapustę  z  grochem  lub  fasolą,

polewkę  z  suszonych śliwek , gruszek, jabłek,

grycok,

rzepę  suszoną lub  smażoną  na  oleju ,

karp  smażony,

kompot  wigilijny  z  suszonych  owoców.

Po  głównych  jadłach  podawano  ciasta : drożdżowe  z  kruszonką, struclę  makową i  z masą  śliwkową  a  dla  dzieci  słodkie makiełki .

Ze  zwyczajów  wigilijnych należy  jeszcze  wymienić :

  •  nie  odkładać  łyżki dla odpocznienia, gdyż ten  co  to  uczyni może  nie  doczekać następnej wigilii,
  • póżnym  wieczorem raczej  bliżej  pasterki do  drzwi  dobijały  się ” gwiazdory” lub „Józefy”-brodaci przebierańcy z laskami, dzwonkami, torbami  a  przede wszystkim rózgami . Dziwni przebierańcy przepytywali z pacierza,  nieraz  nagradzali jabłkiem albo cukierkiem ale też czasami przycięli  po  siedzeniu rózgą nie  bardzo  uwzględniając , że  to  wigilia.

Dopiero  po  wieczerzy  dzieci  mogły  podejść pod podłaziczkę obecnie choinkę i odszukać  swoje  prezenty. Choinka  zagościła  u  nas  jakieś  150  lat  temu i  wymyślona  jest  przez Niemców. Naszą podłaziczkę w  niektórych  regionach Polski jeszcze spotykamy . W Polsce  istniał  zwyczaj  obdarowywania  dzieci  prezentami  dopiero  po  Nowym Roku –  teraz  w  wigilię. W tym czasie  gdy  dzieci  zajmowały  się  prezentami  młodzież  zajmowała  się  wróżbami :

  • kto wyciągnął  spod  obrusa zielone  siano – to oznaczało  ożenek  w  karnawale,
  • żółte  siano – trzeba  na  ożenek  poczekać,
  • wyschłe  i  poczerniałe – będzie  się  kiepściło w samotności  do  końca życia,
  • rzucano  kłosami  o belkę w powale  bo  chciano  się  dowiedzieć jaki będzie urodzaj,
  • dziewczęta z krzykiem wybiegały z domu, żeby z psiej szczekaniny dowiedzieć się z której strony nadjedzie kawaler  chętny  do  ożenku,
  • gospodarze udawali  się  do  sadu,  pukali  w  ule aby   obwieści ” Chrystus  Pan  się  narodziŁ ” albo przymierzali  się  siekierami do  drzewa ,  najczęściej  jabłonki  i  pytali ” będziesz  rodziła czy  nie  będziesz ? „.  Gdy   milczała  obchodzili  wokoło  i  powtarzali  pytanie, dopiero  uzyskawszy  odpowiedż ” tak ” ( głos  dawał  ktoś  z  domowników ) gospodarz  obłapywał drzewo  i  nie  przymierzał  się  z  siekierą.                                                                                            Od  zwierząt  nie  żądano  żadnych obietnic. Wilki przywoływano ” do  grochu ” co  było  zaklinaniem, aby  tu się  nie  pojawiały. Bydło  raczono resztkami  opłatka i  resztkami  ze  stołu  wigiliinego. Przed północą szybko  opuszczano  oborę aby o 12.00 w  nocy  nie  słyszeć o  czym  rozmawiają  zwierzęta  bo  mowa krasul  może  być  słuchana  tylko  przez  tych  co nie  popełnili  żadnego  grzechu.                                                                                                                      We  wszystkich  domach słychać  było śpiew  kolęd : w  dworach, domach miejskich, chłopskich  chatach. W dworach  i  miejskich  domach śpiewano  przy akompaniamencie fortepianu, pianina, klawikordu itp.W  chatach  chłopskich najczęściej  skrzypce, basetle , fujarki  itp.             Wszędzie  śpiewano: ”  Bóg  się  rodzi „,”Wsród  nocnej ciszy”,” Lulajże  Jezuniu” ,
  • , pastorałki i  najpiękniejsza  z  nich”: Oj  maluśki , maluśki”
  • Po  wieczerzy  udawano  się  na   Pasterkę : państwo z  dworów ubrane  w  futra saniami  wyśćiołanymi też  futrami, z chałup  chłopskich  ludzie  w  kożuchach – saniami  wyśćiołanymi  słomą  i  zarzuconymi  derkami .
  • Pastorałki  miały różną  oprawę muzyczną i  przyozdabiane  były  ćwierkaniem  wróbli, świergotem skowronków , gwizdami  kosów  lub  krakaniem  wron a czasami  zawył  wilk.  To zmyślna  kawaleria wojskowa  popisywała  się umiejętnościami   wychodząc  ze  swą  produkcją  na  chór. W kieleckiej  katedrze  takimi  umiejętnościami popisywał  się  będąc  na urlopie kawalerzysta Jerzy ” Świerszcz ” Pytlewski .
  • Czy  to   nie  o  takich  występach, świergotach myślał Liebert  pisząc  swoją Pasterkę ?  Śpiewu ptaków i  odgłosów  różnych  zwierząt  tam  nie  brakuje .
  • Podczas  Pasterki  robiono  sobie  różne  figle : zszywano  nicią  sukmany albo  długie  kiecki żeby  było  się  z  czego  pośmiać. Zdarzało  się , że  uczniaki  do  kropielnicy  nalali  inkaustu.  Śmiano  się  ze  wszystkiego  gdyż  uważano, że  ta  noc  powinna  być  radosna.                            Po  Pasterce   mieszkańcy  dworów  udawali  się w  odwiedziny  do  następnych  dworów i  wędrówka  trwała  aż  do  białego  dnia. Chłopi  udawali  się  do  swoich  chałup ale  też  biesiadowali  aż  do  pierwszej  mszy świętej.
  • Wiele tradycji  wigilijnych  przetrwało  do  naszych  czasów, różny  jednak  jest  zestaw  potraw  wigilijnych  na  naszych  stołach. Zawdzięczamy  to masowej  wędrówce  naszych  rodaków,zawieranym  związkom  małżeńskim w  różnych  rejonach  naszego  kraju .
  • Wspomnę  jeszcze  o jednym  zwyczaju  do  tej  pory  w  niektórych  rodzinach  trwającym i  spotykanym tylko  na Kielecczyźnie : w latach  gdy 24 grudnia  wypada  w  niedzielę,  dzień wigilii Bożego Narodzenia jest przesuwany  na sobotę ponieważ :  niedziela  nie  przyjmuje postu . W takim przypadku wigilia  jest  w  sobotę a Boże  Narodzenie  jest  obchodzone  przez  trzy  dni.

Fotografa przy tym nie było.

Coraz częściej i coraz dłużej przesiaduję w poczekalniach przed gabinetem lekarzy specjalistów. Nic takiego się nie dzieje. Sprawdzam, czy przelewane co miesiąc przez 45 lat pieniądze idą za pacjentem. Dla zabicia czasu staję się w gwarkiem – w sensie gadułą. O czym plotkuję? Polityki – wystrzegam się! Pogaduchy o choróbskach – podnoszą mi ciśnienie! Chwalenia się swoim zawodem – unikam. W tym temacie siedzę cicho, bo mówiąc jaką profesją się param, spotykam się z ostracyzmem. W miesiącach zimowych dowiaduję się, że zamiast przesiadywać u lekarza, powinienem być na stanowisku pracy. Wtedy kierowców nie zaskoczyłaby zima. Sorry! Taki mamy klimat! W lato każda dziura, przełom czy koleina działa niekorzystnie na mój wizerunek. Raz, gdy pochwaliłem się dopiero co poznanemu rozmówcy, że jestem drogowcem, facet przesiadł się i nabrał wody w usta. Dopiero po jakimś czasie wróciła mu mowa. Przyznał się, że po niedawnym zatrzymaniu na drodze, przeżył traumę. Myślał że jestem policjantem drogówki.

Wyrosłem z pogaduch o „dupie Maryny”. W przychodniach o pogodzie tylko wzmiankuję.  W końcu ile można mówić o pogodzie? Najczęściej pytam nowych znajomych skąd pochodzą i… przechodzę na swojego konika. Bo mam takie małe, nieszkodliwe zboczenie. Ja w poczekalniach godzinami mógłbym mówić o swoich korzeniach. Ostatnio  zauważyłem, że prawdopodobnie za bardzo wychwalam siebie, lub nadmiernie panegiryzuję swoich przodków, bo od swych interlokutorów często słyszę, że ich przodkowie byli  nieuczeni, niepiśmienni i nieciekawi. Rodzili się na wsi, tam żyli, pracowali, płodzili dzieci i umierali w tych samych, lub sąsiednich wioskach. W tej nieciekawości przodków musi coś być. Sam podczas indeksacji szybko odfajkowuję takie osoby. Ciekawszym poświęcam więcej czasu, czytam dokładniej cały akt, sięgam do innych źródeł  i map. I jak nasz prezydent „ciągle się uczę”.

A przecież moi przodkowie też pochodzą ze wsi. Też nie umieli czytać i pisać. Gdybym nie zajmował się genealogią swego rodu, też zapewne mówiłbym o nieciekawych przodkach. To co wyróżniało ich od zasiedziałych na ojcowiznach kuzynów i krewnych, to ich sen o Warszawie. Takie polskie american dream. Marzenie o czekającej na nich pracy, przekonanie o wolności, stopniowym dorabianiu się, wykształceniu swych dzieci i ich lepszemu życiu. Przemieszczali się, bo podróże kształcą. Nie wiedzieli jednak, że kształcą nie do tego stopnia, by zacząć podpisywać się pod swoimi aktami małżeńskimi i aktami urodzeń swoich dzieci. Na to potrzeba było wytrwałości, czasu i zmiany pokoleniowej. Nieco później historia się powtórzyła. Co odważniejsi moi kuzyni i krewni przemierzyli ocean spełniając swoje marzenia o amerykańskiej potędze. Nie znając języka śnili o karierze od pucybuta do milionera. Marzyli o pracy, o wolności, o lepszym bycie dla siebie i swoich dzieci. Wierzyli w lepszą przyszłość. Dzisiaj pajac o przekonaniu, że pierwszy milion należy ukraść, potomkom naszych krewnych pokazuje gdzie jest ich miejsce na ziemi.

Podróże kształcą i kosztują. Wiem coś o tym, bo czasem wyjmuję z pocztowej skrzynki wezwanie do zapłaty z załączonym do niego zdjęciem z fotoradaru. Kto by pomyślał – zdjęcie, mandat i punkty – taki bonus – trzy w jednym tylko za zbyt ciężką nogę. W moim rodzie sztafetę osób ukaranych za jazdę zapoczątkował mój krewny Mateusz. Za rok będzie okrągła, stu pięćdziesiąta rocznica tego faktu. Niestety, fotografa przy tym nie było.  Fragment z Warszawskiej Gazety Policyjnej nr 42 z poniedziałku 6 marca 1876 roku.

Wymieniony Mateusz Urzyczak był młodszym bratem mojego prapradziadka Jana. Mieszkał w podwarszawskich Falentach Małych. W chwili zdarzenia miał 46 lat. Z krótkiej wzmianki nie sposób dowiedzieć się co robił wtedy w Warszawie?. W tamtym okresie w stolicy mieszkali: jego brat, córka i syn, oraz kilku kuzynów. To tylko rzut beretem od Łuckiej, Pańskiej, Srebrnej, Ogrodowej i Mokotowskiej. Być może przewoził coś hr. Przeździeckim, właścicielom Falent. Czym przejeżdżał przez ulicę Twardą? Wykluczam samochód i rower. Stawiam na furmankę, lub na oklep. Jak dla mojego krewnego i poszkodowanej Katarzyny Zajączkowskiej zakończyła się opisana przygoda? Z ciekawości przejrzałem pod tym kątem Genetekę i Wypadki. Na szczęście w interesujących mnie  latach, nie ma o nich wzmianki. Mam nadzieję, że poszkodowana kobieta wyzdrowiała i już na Dzień Kobiet wróciła do domu, a Mateuszowi nie odebrano uprawnień za jazdę…. O właśnie – czy był wtedy pod wpływem? Alkomatów wtedy nie było, zgromadzeni gapie nie pstrykali zdjęć telefonami komórkowymi, kroniki policyjne o tym milczą. Rodzinna fama o tym wydarzeniu nie niosła. Za rok, może dwa zadam te pytania sztucznej inteligencji.

Jerzy Wnukbauma

Epilog

Jak się dobrze zastanowić, to moje czynności związane z genealogią polegają na odfajkowaniu kilku najistotniejszych faktów z życia przodków. Te rutynowe działania, z przymrużeniem oka, porównałbym do przesłuchania na komisariacie policji. Światło monitora prosto w oczy, imię nazwisko, miejsce urodzenia, imiona rodziców, miejsce i data ślubu, miejsce i data śmierci… Czasem dodaję przypisy i informacje. Poprzestaję na tym i zadowolony z pozyskania kolejnego rekordu do mojego genealogicznego dzieła zapisuję klikając na ikonkę „zapisz”. Skończone i szlus! Lecz czas pędzi do przodu i życie samo dopisuje moim przodkom epilog. Epilog – w sensie końcowy etap związanych z nimi jakichś zdarzeń lub działań.

W tym roku po raz pierwszy obchodzony był Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej. Boże! Trzeba było 80-ciu długich lat od skończenia II wojny światowej, by komuś do łba przyszło, że trzeba o naszych żołnierzach pamiętać! Większość z nas ma w swoim drzewie jak nie żołnierzy AK to BCh, AL, NSZ, wyklętych. O tych którzy z nimi zaciekle walczyli, dzisiaj jakoś nikt nie chce pamiętać. A jeszcze nie tak dawno spędzano ludzi na uroczyste akademie, capstrzyki, odsłaniano im pomniki. Czczono ich i wierzono, że tak będzie zawsze. Dzisiaj wstyd i opamiętanie? Ale powinniśmy być zadowoleni. Lepiej późno niż wcale! Jak zapewne o nich pisał Jan Sztaudynger  – „Historia toczy się kołem. Pod kołem to pojąłem.”

Pamiętam jak dziś pierwszą wizytę u „ciotki” Boli w Sosnowcu. Miałem wtedy chyba osiem, lub dziewięć lat. Piszę ciotki w cudzysłowie, bo nie była moją ciotką, lecz wujenką mojej matecznej babki Heleny. Różnica wieku między moją babką a jej wujenką była niewielka i wynosiła zaledwie pięć lat. Przed wyjazdem miałem zapowiedziane, żebym był grzeczny i siedział cicho, bo ciotka w czasie wojny straciła dwoje dzieci. Pamiętam, że po przywitaniu kobiety usiadły do oglądania rodzinnych zdjęć. Ja posłuszny zakazowi siedziałem jak trusia. Nie interesowały mnie stare fotografie. Z rozmowy kobiet łowiłem tylko pojedyncze słowa i nie zapamiętałem nic.

Ciotka Bolesława Doros z pierwszego małżeństwa Burdzińska, była matką żołnierzy. Najstarszy jej syn Wiesław, był ppor. rez. od początku wojny działający w ZWZ późniejszej AK. Niestety nie znam jego szlaku wojennego. Przeżył wojnę. Po wojnie aresztowany i osadzony za udział w AK. Na wolność wyszedł po amnestii w 1956r. Mniej szczęścia miał jego młodszy brat Jerzy. Był akademickim nauczycielem na lubelskim KUL-u i ppor. rez. . W sierpniu 1939 roku był zmobilizowany do 45 pp. stacjonującego w Równem. W październiku dostał się do niewoli sowieckiej. Kilka miesięcy później został zamordowany w Katyniu. O jego tragicznej śmierci ciotka dowiedziała się wczesną wiosną 1943 roku. Był wśród pierwszych ekshumowanych ofiar. Zidentyfikowano go po osobistych dokumentach. Po wojnie ciotka była nachodzona i zastraszana przez pracowników UB. Poradzono jej „siedzieć cicho”, lub mówić wyłącznie o zbrodni niemieckiej popełnionej na jej synu. Po „odwilży” w październiku 1956 roku skończyła się jej przygoda z UB. Przestano ją nękać. PRL-owskie media też przestały mówić i pisać o Katyniu. Ta cisza była jedną z metod „kłamstwa katyńskiego”. Związek Sowiecki przyznał się do zbrodni dopiero w kwietniu 1990 roku. Za szerzenie „kłamstwa katyńskiego” w okresie PRL, przeprosił dopiero w 2000 roku ówczesny prezydent RP Kwaśniewski. W sprawie pomordowanych przez NKWD oficerów, Polacy nigdy nie dostali wsparcia od przywódców mocarstw zachodnich. Nikt nie chciał drażnić niedźwiedzia. Zaogniać i tak napiętych stosunków między Wschodem i Zachodem. Większość społeczeństwa polskiego nigdy w kłamstwa katyńskie nie uwierzyła. Pamięć o polskich oficerach pomordowanych przez sowietów jest kultywowana w narodzie do dziś.

Drugim dzieckiem ciotki Boli, które straciła na II Wojnie była jej córka Teresa. Była ona żołnierzem Związku Walki Zbrojnej przemianowanego w lutym 1942 roku rozkazem Naczelnego Wodza na Armię Krajową. Pracowała jako sekretarka w niemieckiej firmie. Zbierała informacje i przekazywała je wywiadowi ZWZ okręgu Zawiercie i Sosnowiec. Mając dostęp do pieczątek fałszowała kenkarty i przepustki. Aresztowana przez Niemców  podczas akcji.  Prawdopodobną przyczyną zatrzymania była zdrada jednego z dowódców. Po jej aresztowaniu w domu ciotki gestapo zrobiło rewizję. Nic nie znaleźli, lecz nieźle oberwało się wtedy ciotce. Jej córka Teresa była przesłuchiwana i torturowana. Zamordowano ją  w grudniu 1942 roku w Zawierciu.

W rodzinnym gronie żołnierzy AK był też stryjeczny brat rodzeństwa Teresy, Wiesława i Jerzego – Tadeusz Burdziński. Cichociemny, dyplomowany major, żołnierz AK i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, walczył w  Powstaniu Warszawskim. W październiku 1945 uciekł z Polski gdzie groziło mu więzienie. Dostał się do Anglii. Zdemobilizowany i z sugestiami opuszczenia Wysp, przeniósł się do Szkocji.  Zmarł w Glasgow. Jego pełny życiorys można znaleźć w internecie.

Tu pora na epilog. Dopisek powojennych zdarzeń i działań związany z losami pozyskanych informacji przez polski wywiad AK. Po wojnie część dokumentów AK, dostała się w ręce NKWD. Co sowieci z nimi zrobili? Można się przekonać po masowych aresztowaniach po wyzwoleniu. Wyłapywali naszych „chłopców z lasu” według przygotowanych list. Materiały polskiego wywiadu AK, które trafiły do Anglii, zostały niszczone przez Anglików. Szły na przemiał. Oznacza to, że świadectwa sukcesów polskiego wywiadu zbierane w kraju z narażeniem życia, zostały bezpowrotnie zniszczone. Jak pisał Jan Nowak Jeziorański przywołując słowa sekretarza Winstona Churchilla, Johna  Colwilla główną tego przyczyną była rywalizacja między agencjami służb wywiadu Secret Intelligence Service, wywiadem lotniczym, morskim i innymi wywiadami. Jak pisał Collwil – Najlepszymi w tej grze okazali się Polacy. Tragedia tysięcy żołnierzy podziemnych struktur AK polegała na tym, że widzieli w Anglikach sojuszników, którym za wszelką cenę, nawet krwawych ofiar,  trzeba było pomóc. Angielskie służby wywiadowcze widziały natomiast w Polakach  rywali do zdobywania po wojnie wojennych zasług. Niebezpiecznego i skutecznego rywala. O znakomitości form i metod pracy Polaków świadczą niemieckie sprawozdania przesyłane do Berlina. Wskazywały one na działanie dobrze zorganizowanego polskiego podziemia i na ich głęboką penetrację ośrodków badawczo-rozwojowych ujętych głęboką tajemnicą najnowszych technik wojskowych. Wystarczy przypomnieć sobie o Enigmie, czy napływających do Londynu informacjach o Peenemunde i rakietach V-1, oraz przekazaniu przez wywiad AK części rakiety V-2. Chwała bohaterom!

Jerzy Wnukbauma.

Jeszcze się taki nie narodził!

To stare powiedzenie w pełnej wersji – Jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził! zawiera najszczerszą prawdę, gdyż nie ma i nie było na świecie takiego człowieka, który potrafiłby dogodzić wszystkim. Człowieka, który spełniałby oczekiwania wszystkich ludzi i zaspokajał ich związane z nim nadzieje. Dotyczy ono nawet Syna Boga, gdyż sam Bóg też nie jest w stanie dogodzić wszystkim. Na poparcie tych słów jest kilka wzmianek w Nowym Testamencie. Najbardziej trafny jest fragment Ewangelii św. Mateusza w której padają słowa Jezusa „Przyszedł bowiem Jan. Nie jadł, nie pił a oni mówią .<Zły duch go opętał>. Przyszedł Syn Człowieczy; je i pije, a oni mówią <Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników>. Temu podejściu wtóruje sam Kościół katolicki  zwykle zapominając, że Syn Boży dał nam wolną wolę i wyznaczył tylko jeden cel do nieba – miłość i czynienie dobra. Przekładając to na nowy, młodzieżowy język Stwórca mógł powiedzieć Adamowi i Ewie – Róbta co chceta! Macie wolną wolę i wykorzystujcie ją na czynieniu dobra i miłowaniu bliźniego swego. Czy chcemy czy nie – Jest tyle dróg do nieba, ilu jest ludzi.

W skróconej wersji powyższe powiedzenie – Jeszcze się taki nie narodził! – jest także buńczuczną odpowiedzią na zaczepki. Znaczy tyle co, – nie ma takiego człowieka, który by mnie pokonał, zatrzymał, był mądrzejszy ode mnie… To powiedzenie słyszy się też często w formie usprawiedliwiania się, gdy coś kogoś przerasta i nie może sobie z tym poradzić. Wtedy zazwyczaj tym słowom towarzyszy obojętność i machnięcie ręką na wszystko.

Przypomniałem sobie o tym starym przysłowiu spotykając na mieście starego znajomego, który widząc na mojej kurtce czerwone serduszko, zaczął prawić mi rewelacje na temat twórcy WOŚP. Nie chciałem tego słuchać. Rozstaliśmy się szybko. W drodze do domu zastanawiałem się co w temacie datków, zbiórek pieniężnych i zorganizowanych kwest, mówi genealogia. Doszedłem do wniosku, że niewiele. W księgach metrykalnych (po za wpisami o utrzymywaniu się niektórych naszych bliskich ze zbierania datków pod kościołem) nie znalazłem nic. Owszem, po niektórych zawodach naszych bliskich możemy domyślać się, że były zbierane na nich datki, ale nie są to twarde dowody, lecz tylko moje przypuszczenia. Mam tu na myśli babę i dziada kościelnego, czy babę i dziada szpitalnego. Ci ludzie musieli przecież z czegoś żyć. Poszperałem trochę w sieci i przekonałem się, że w pożółkłych, starych książkach i gazetach zachowało się wiele dowodów na organizowanie przez naszych przodków pieniężnych zbiórek na szczytne cele. Działalność dobroczynna była i jest ściśle związana z tradycją chrześcijańską. Jałmużna należy do uczynków miłosiernych. Pewnie dlatego o przeciwnikach datków nie znalazłem nic.

Najstarszą podpisaną przez Kazimierza Wielkiego zgodą na założenie fundacji zajmującej się zbiórką funduszy na szpital dla górników w Bochni jest fundacja założona w 1357r. Po kilku wiekach naszej świetności nastały dla Polski lata chude. Rozbiory i zniewolenie. Nie wywołały one jednak zaniku miłosierdzia. Wręcz przeciwnie. Nasi przodkowie wbrew carskim zakazom i represją, potajemnie organizowali zbiórki dla powstańców listopadowych i styczniowych. Wzorem odwagi były nasze prababki, które zamieniały swoje rodowe klejnoty na symboliczną czarną biżuterię.  Okres ten znany jest w historii Polski pod nazwą „Czarna sukienka” Czarna biżuteria była tylko jednym z elementów aktów nieposłuszeństwa. W odzyskaniu naszej niepodległości pomagały też zbiórki organizowane na rzecz powstańców wielkopolskich i śląskich. Wyjątkiem jest powstanie Jakuba Szeli. Ci powstańcy zabierali sobie sami, na dodatek za głowy swych sąsiadów dostawali od austriackiego zaborcy judaszowe srebrniki.

Sieć internetowa i archiwa państwowe są znacznie bogatsze w dokumenty pochodzące z okresów po odzyskaniu niepodległości. Szczęśliwcy mogą znaleźć tu ślady dobroczynnej działalności naszych przodków. W niektórych ówczesnych gazetach obok informacji o miejscu i terminie charytatywnych zbiórek znajdują się także listy darczyńców. Niejedna przedwojenna resursa przyczyniła się do tego, że budowana była szkoła i powstawała bursa. W czasie wojny organizowane były zbiórki żywności,  opatrunków i pieniędzy dla leśnych oddziałów. Zbierano po piątaku od chłopa na trumnę dla szkopa. Po wojnie zbierano na odbudowę stolicy i innych miast i wsi. Nasi dziadkowie i rodzice kupowali cegiełki, żeby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się dostatnie. Tym wszystkim zbiórkom zawsze towarzyszyła muzyka i zabawa. Dzisiaj niektórym przeszkadza, że raz w roku w ostatnią niedzielę stycznia w całej Polsce i w niektórych miejscach na świecie, ludzie się bawią, a facet w czerwonych portkach dwoi się i troi żeby to wszystko miało sens, trwało do końca świata i jeden dzień dłużej.

Jerzy Wnukbauma

Na Abrahama.

Do napisania kilku poniższych zdań, skłonił mnie temat pierwszego, noworocznego spotkania członków i sympatyków ŚTG – „Tradycja obchodzenia urodzin”. Nie będę rozpisywał się o tradycji urodzin. O tym zwyczaju dowiem się od Pani Prezes 13 stycznia na zebraniu Świętogenu. Ja zajmę się praźródłem – w znaczeniu początku czyli narodzin. Napiszę o nich kilka zdań w kontekście  moich genealogicznych doświadczeń. Będą to moje odczucia i doświadczeniach nabyte w czasie indeksowania ksiąg metrykalnych. Na początek – krótko o jubileuszach, których nigdy nie było.

Podczas analizowania swojego genealogicznego drzewa, kilkakrotnie zadawałem sobie pytanie – Czy mi tu kogoś nie brakuje? Czy zbyt długa bezdzietność po ślubie moich krewnych, nie wskazuje być może na możliwość przeoczenia ich dzieci? Czy z racji dużej rozpiętości wieku między rodzeństwem, nie powinno być pomiędzy nimi jeszcze kogoś?  Kogoś, na kogo dotychczas nie natrafiłem w księgach. Na niektóre z pytań znajdowałem odpowiedź w księgach zmarłych. Były to zazwyczaj bezimienne wpisy o martwo urodzonych, lub żyjących tylko kilka godzin istotkach. Nieochrzczonych, bez imienia, czasem nawet bez nazwiska. O ich przynależności do czyichś korzeni świadczył jedynie fakt, że poczęła je któraś z antenatek. O jednym przypadku martwo urodzonego dziecka dowiedziałem się przed laty z rodzinnego przekazu. Po tym dziecku nie znalazłem nigdzie żadnego śladu. Pewnie dlatego, że było ofiarą błędu lekarza przy porodzie i nie zostało nigdzie zapisane. Jego matka i rodzeństwo pamiętali i wspominali go aż do chwili ich śmierci. W takich sytuacjach zawsze zadaję sobie pytanie. Dlaczego tak było? Dlaczego anonimowo i marginalnie traktowano te istotki Boże. Gdzie wtedy byli obrońcy nienarodzonych, bezimiennych bożych dzieciątek? Ale skończmy ostatecznie z tym dołującym, smutnym tematem. Pożegnajmy Stary i radujmy się Nowym Rokiem.

W świętokrzyskiej parafii, w jednym z roczników księgi urodzeń zwróciłem uwagę na  pewien fakt. Na jednakowo brzmiące zapisy dat urodzeń wszystkich nowonarodzonych dzieci. Gdyby nie powrót do zaczynających każdy akt zdań – „Działo się w parafii… w dniu tym a tym…”  – urodzenia wszystkich dzieci mógłbym zapisywać – urodzone dnia wczorajszego. Lecz nie jest możliwe, by cały rocznik dzieci rodził się akurat wczoraj. Wykluczam też fakt zgłaszania wszystkich narodzin dnia następnego. Nie podejrzewam, że księgę prowadził ksiądz z tutejszej parafii. Nie podejrzewam by konsekrowana ręka poświadczała na piśmie nieprawdę. Widocznie w ten rocznik Księgi Urodzonych, wpisów dokonywał „wczorajszy” organista i w każdym bez wyjątku akcie, jak mantra powtarzał się zapis – „… okazali nam dziecko płci… i oświadczyli, że urodziło się dnia wczorajszego…”  Zaakcentuję – „dnia wczorajszego”, bo te fragmenty aktów przyczyniły się do tego, że odżył we mnie duch hazardu. Po zindeksowaniu pierwszych dwóch miesięcy (styczeń, luty) tej księgi, zacząłem zakładać się sam ze sobą, czy do końca grudnia będą jakieś odstępstwo od tej normy. Stawką był toast setką wódki, wzniesiony za każde dziecko urodzone w innym czasie niż „dnia wczorajszego”. Nieważne; dzisiaj, onegdaj, czy konkretnego dnia. Ważne tylko by nie rodziło się wczoraj. I co? Ten rocznik księgi urodzeń zakończyłem trzeźwy jak nowonarodzone dziecię. O przepraszam! Jak niejednokrotnie donosiło radio i pisano w gazetach, zdarzały się w naszym kraju przyjścia na świat dzieci pod wpływem alkoholu. Ich mamusie postanowiły rodzić „pod dobrą datą”.

Od 1977 roku istnieje możliwość określenia daty urodzenia za sprawą numeru pesel. Ma to dobre i złe strony.  Podając pierwsze sześć cyfr swojego numeru pesel można też stracić kilka stówek. Nie chodzi mi tylko o naciągaczy, złodziei, oszustów czy hakerów. Na przełomie roku wystarczy samemu zadzwonić do wróżbity czarodzieja, lub wróżki czarodziejki, podać pierwsze cyfry peselu i rusza numerologiczna maszyna licząca, szklana kula emituje swą tajemną wiedzę, gwiazdy umiejscawiają człowieka w odpowiedniej konstelacji, a karty tarota układają się same w przepowiadające przyszłość położenie. Takie cuda.

Tradycje obchodzenia moich jubileuszy liczę w dekadach. Uroczyście świętuję je co dziesięć lat, bo co dekadę zdarzają mi się życiowe przełomy. Tak już mam od urodzenia.

Gdy skończyłem roczek dostałem pierwsze baty.
Gdy miałem 10 lat dostałem zegarek od chrzestnego taty.
Gdy skończyłem 20 lat włożyłem na palec złotą obrączkę
Gdy skończyłem 30 lat już drugie dziecko trzymałem za rączkę.
Gdy skończyłem 40 lat dostałem astmę i ledwo dyszę
Gdy skończyłem 50 lat dostałem weny i wiersze piszę.
Gdy skończyłem 60 lat zyskałem  nad czołem łysą podkowę
Gdy skończyłem 70 lat mam w MPK przejazdy darmowe.
Gdy skończę 80 lat? –  Czas przyszły, niedokonany. Poprzestanę więc na siedemdziesiątce. Czytałem gdzieś, że sukcesem mężczyzny jest w wieku 3 lat nie sikać w majtki; w wieku 10 lat mieć przyjaciół; w wieku 20 lat mieć prawo jazdy; w wieku 30 lat zarabiać dużo pieniędzy; w wieku 60 lat uprawiać seks; w wieku 70 lat posiadać jeszcze prawo jazdy; w wieku 80 lat mieć jeszcze przyjaciół i świadków swego przyjścia na świat. Ostatnim wyczynem faceta jest w wieku 90 lat nie sikać w majtki. Oby Bóg pozwolił mi sprawdzić prawdziwość tego ostatniego sukcesu. W Nowym Roku życzę wszystkim Koleżankom i Kolegom z ŚTG w Kielcach, wszystkiego najlepszego, spełnienia najskrytszych marzeń, oraz tylu nowych członków oraz sympatyków na naszych zebraniach, jak u mnie na Abrahama (na jubileuszu 50-lecia ).

Gebursztag
Ktoś dzwoni do naszych drzwi!
Powiedziała żona do jątrwi.
Szwagier do drzwi zmierzał,
bo miał dziś rolę konsjerża.
W drzwiach stanął syn, za nim snecha,
za nimi ich pięcioletnia pociecha.
Nie zamknęła drzwi snecha za synem,
bo przyszła ona ze swym zełwinem,
a ten przed domem na ganku
czekał na moich bratanków,
albowiem od chłopców zamierzał
wziąć adres mej żony dziewierza.
Macie otwarte drzwi! – rzekła
do mojej żony jej świekra.
Za nią wszedł ojciec i brat,
za bratem weszli wuj i ciotka,
z nimi cioteczna siostra, podlotka.
Za nią braciszek z piękną laurką.
Miał także przyjść mój szurzy,
ale nie wrócił jeszcze z podróży.
Dzwonił, że utknął koło Cieszyna.
Bez niego przyszła więc szurzyna
i przypadkowo pod samym progiem
spotkała się z mym peszenogiem,
który tu przyszedł bez mej świeści,
bo ta wybyła do swej współteści.
Na półgodziny do nas wpadł
Z mą swatew i swatówną swat.
Przywitali się po przyjacielsku
i wkrótce wyszli po angielsku,
bo swata praciot pan Tadeusz
dziś także miał swój jubileusz.
Pora na tort! – mówi ma świeść.
Z kuchni powoli zacząłem go nieść,
Zdmuchnąłem świeczki i kroję tort.
I ktoś mnie szturcha – co za czort?
Z ukosa patrzę kto mnie tak dźga,
odwracam się a wnuczka ma
mówi śląc do mnie uśmiech słodki’
–To są; dziadkowie, wujowie i ciotki.
Trudno się było z dzieckiem nie zgodzić.
Goście się w końcu przestali schodzić.
Dość staropolskiego who is who.
Szampan wystrzelił. Pora toastu.

Jerzy Wnukbauma.